Obsesja straszenia
Treść
W manipulowaniu społeczeństwem stosuje się coraz bardziej wyrafinowane techniki. Odbiorca naiwny i łatwowierny albo nic nie rozumie z przekazywanych w mediach treści, albo przyjmuje wszystko dokładnie pod dyktando manipulatorów. Inaczej reaguje odbiorca krytyczny, który korzysta z wielu źródeł informacji, porównuje je i dlatego wie, gdzie jest prawda, a gdzie zakłamanie. Są jednak zdarzenia wyjątkowe, które pomagają społeczeństwu szeroko otworzyć oczy i dostrzec kamuflowane mechanizmy kłamstwa, doprowadzając do trzęsienia ziemi w mediosferze Narodu. Tak stało się w następstwie katastrofy lotniczej pod Katyniem 10 kwietnia br. Równolegle z przeżywaną żałobą narodową Polacy zobaczyli inne oblicze mediów, w którym nie sięga się po manipulację czy akty nienawiści. Tego odkrycia nie da się łatwo wymazać z pamięci Narodu.
System kreowania wroga
Poszukuje się takich technik manipulowania społeczeństwem, które gwarantują wysoką skuteczność. Jedną z nich jest system kreowania wroga. Uruchamia on utajone lęki człowieka i potęguje oddziaływanie wyobraźni w myśl przekonania, że "strach ma wielkie oczy". Operowanie strachem w propagandzie politycznej to zręczne, a często mistrzowskie posługiwanie się iluzją. Wiele wskazuje na to, że społeczeństwo polskie jest w sferze polityki opanowywane przez nieprzebierających w środkach i cynicznych iluzjonistów. Idea wroga jest ich ulubionym narzędziem. Z całą bezwzględnością grają na ludzkich emocjach, sprowadzając człowieka do roli bezmyślnego przedmiotu.
System kreowania wroga swój wielki sukces osiągnął w czasach propagandy bolszewickiej, która na tym procederze zbijała kapitał polityczny. W PRL była cała galeria "wrogów ludu", a wśród nich "zapluty karzeł reakcji", "sługus Watykanu" czy po prostu "kułak". Realizując tę ideę, dawano ujście nienawiści do całych grup społecznych, nazywając to eufemistycznie walką klas. Wydawało się, że po tragicznych doświadczeniach z totalitaryzmem komunistycznym w wolnej Polsce politycy nie będą już sięgać po skompromitowany system propagandy. Tymczasem znowu daje znać o sobie w Ojczyźnie Jana Pawła II koncepcja polityczna Niccola Machiavellego, który głosił, że w polityce wszystkie środki są dozwolone, bo przecież "cel uświęca środki".
Zorientowano się bowiem, że Polaków bardziej przekonuje argument siły niż siła argumentu. A zatem nie liczą się przedkładane racje, logika myśli czy dociekliwość intelektualna, ale to, jak mocno ktoś komuś "przyłoży", gdy go publicznie ośmieszy i zlekceważy. Im bardziej jest prymitywny sposób obrażania, tym większe wrażenie robi to na konsumentach mediów. O tym najlepiej wiedzą dysponenci propagandy i doradcy od PR. Najbardziej niepokojące jest to, że takie działania w pewnych kręgach stają się normą. Kiedyś w telewizji publicznej (sic!) jeden z najbardziej agresywnych polityków obrażał prezydenta, posługując się techniką ośmieszania. Działo się to przy całkowitym braku reakcji ze strony dziennikarza prowadzącego dyskusję. Tego rodzaju ekscesy należały wtedy do dobrego tonu i były odbiciem obowiązującej w pewnych środowiskach poprawności politycznej.
Skutki stosowania systemu kreowania wroga są bardzo groźne, również dla tych, którzy go stosują. Znawcy problematyki przestrzegają, że posługiwanie się tym systemem prowadzi do destrukcji społeczeństwa, czego przykładem są systemy totalitarne (Sam Keen). Odwołując się do myśli Jana Pawła II, należy powiedzieć, że stosowanie tego rodzaju metod w propagandzie politycznej prowadzi do zniewolenia sumień i jest przejawem pogardy dla godności człowieka.
Kultura i sumienie
W Skoczowie przed 15 laty Jan Paweł II zaapelował o ludzi sumienia, podkreślając, że kształt życia społecznego zależy przede wszystkim od tego, jakie będzie sumienie człowieka. Wołał wtedy głosem proroka, że "czas próby polskich sumień trwa!". Ten apel Papieża Polaka należy odnieść również do obecnej rzeczywistości. Zbieżność sytuacji i problemów nie jest wcale przypadkowa. Po wielkiej tragedii narodowej wracają dawne animozje, niechęci, uprzedzenia, a w ich kontekście z jeszcze większą siłą wyłania się widmo rzekomego wroga, którym chce się straszyć społeczeństwo, nie bacząc wcale na to, że jest to zakamuflowany przejaw nienawiści wobec przeciwnika politycznego.
Niepokoją też publiczne próby usprawiedliwiania napaści słownych i inwektyw ze strony niektórych osób publicznych. Pomijam takie tłumaczenia jak wrodzone gadulstwo, histeria czy zacietrzewienie. Natomiast należy zaprotestować, gdy słyszy się, że w stosunku do osób zasłużonych i tzw. autorytetów powinno się stosować niższe wymagania etyczne niż wobec zwykłych śmiertelników. Czy Polska ma być krajem marionetek politycznych bez indywidualności i siły charakteru, kompromitujących własny Naród w oczach świata?
Sumienia człowieka nie zobaczy się gołym okiem. Jednakże ujawnia się ono w jego kulturze bycia. Jakie sumienie, taka kultura osobista, taka kultura słowa i kultura dialogu. Kultura ducha jest duchem kultury i czynny polityk odpowiedzialny również za dziedzictwo kultury narodowej nie może o tym zapominać. O kulturze człowieka nie rozstrzygają ukończone studia, kariera, sukces zawodowy czy popularność w polityce. Decyduje sumienie. Niestety, nie można go pogłębić i uczynić wrażliwym w ferworze walki politycznej czy w jazgocie medialnym. Jeżeli mamy konsekwentnie realizować testament Jana Pawła II - to nie wolno nam w ocenie kandydującego polityka pominąć poziomu jego kultury osobistej, a więc jego sumienia.
Prezydent - urzędnik czy mąż stanu?
Udział mediów w wyścigu do fotela prezydenta Rzeczypospolitej rodzi co najmniej mieszane uczucia. Obraz głowy państwa, jaki narzucają społeczeństwu, jest niepełny, skrzywiony i sztuczny. Jednocześnie stosuje się (nieświadomie?) manewr odciągający, wskutek czego uwaga użytkowników mediów ma być skupiona na sprawach trzeciorzędnych. Nadmiernie więc podkreśla się cechy zewnętrzne kandydata, poczucie humoru, zdolności krasomówcze, eksponując jednocześnie hasła typu "urząd prezydenta" czy "prezydentura". Na plan dalszy więc przesuwane są takie sprawy jak cechy osobowe, jakie powinien wykazywać prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, jego wizja Polski, dojrzały patriotyzm, a przede wszystkim współczesny model męża stanu. Z sondażu, jaki przeprowadziła "Rzeczpospolita" na temat "mężów stanu 2009", wynika, że termin "mąż stanu" nie jest dokładnie znany w Polsce i kojarzy się raczej z oceną popularności danego polityka. Uczestnicy sondażu mówili o mężach stanu, choć w swoich ocenach brali pod uwagę wyłącznie stopień ich popularności. Sytuacja taka nadal zapewne istnieje w świadomości Polaków. Choć pragnęliby, żeby ich prezydent był mężem stanu z prawdziwego zdarzenia, a więc człowiekiem, który swój autorytet pierwszego obywatela potrafi budować na autentycznym patriotyzmie, jak również na fundamencie decyzji niepopularnych, zwłaszcza w okresach trudnych i przełomowych w życiu Narodu i państwa. Człowiek odważny w myśleniu oraz niezłomny w obliczu napotykanych trudności. Ktoś, kto rozumie, że miarą prawdziwej wielkości człowieka, a zwłaszcza polityka, jest stała gotowość do pełnienia ofiarnej służby na rzecz społeczeństwa.
Najwyższy czas, żeby w mediach podjąć debatę na temat prezydenta Rzeczypospolitej jako męża stanu. Jest to dla Polski bardziej pożyteczne niż manipulatorskie posługiwanie się systemem wroga, który zawsze szkodzi jej dobru, a w świecie fałszuje jej obraz.
Ks. bp Adam Lepa - biskup pomocniczy archidiecezji łódzkiej, doktor teologii, w latach 1989-1994 przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu, obecnie jej członek. Wybitny medioznawca, prowadzi wykłady z pedagogiki mediów w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz z pedagogiki mediów masowych w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi. Autor m.in. książek: "Świat propagandy", "Świat manipulacji", "Pedagogika mass mediów", "Telewizja w rodzinie".
Ks. bp dr Adam Lepa
źródło: Nasz Dziennik 22-23 maja 2010, Nr 118
Autor: bj
Tagi: Obsesja straszenia